Logo Grunwald
Historia

Historia

Inscenizacja

Inscenizacja

Władysław Jagiełło – królowanie z pasją

Moja przygoda z Grunwaldem rozpoczęła się 6 lat przed pierwszą „oficjalną” rekonstrukcją. Wraz z „Bractwem Miecza i Kuszy” zostaliśmy zaproszeni przez wójta do wspólnego uczczenia rocznicy Bitwy pod Grunwaldem. Wyruszyło nas wtedy około dwudziestu osób, kilkoma samochodami, by spędzić trzy niezwykle interesujące dni na polach grunwaldzkich. Większość czasu spędziliśmy na machaniu mieczem i strzelaniu z kuszy. Udało się nam wtedy zorganizować między sobą około pięciu turniejów. Turystów było zaledwie kilku, dzięki czemu były to dni spokojne, spędzone w wąskim gronie przyjaciół. Nasze pokazy spodobały się na tyle iż już co roku byliśmy zapraszani w rocznicę bitwy, by uświetnić ten dzień i wprowadzić trochę historii w te obchody. Pamiętam, iż największym wyzwaniem było dla nas trzymanie warty pod pomnikiem, gdzie niezależnie od pogody wiał straszliwie zimny wiatr.

Władysław Jagiełło

W kolejnych latach pokazy coraz bardziej się rozrastały, proporcjonalnie do zdobywanego przez nas doświadczenia na innych imprezach historycznych na terenie całego kraju. Oglądając większe inscenizacje bitew marzyliśmy wtedy o zorganizowaniu czegoś takiego również na grunwaldzkich polach. W 1996 roku pierwszy raz spróbowaliśmy wraz z drużyną Harcerzy Łuczników zrealizować małą bitwę. W 1997 roku spotkaliśmy na polach grunwaldzkich naszych znajomych z Gniewu, którzy przyjechali tego dnia, by uczcić tę ważną dla nas wszystkich rocznicę. Wtedy to wspólnie postanowiliśmy za rok spróbować na Grunwaldzie zorganizować inscenizację z prawdziwego zdarzenia. Rozesłaliśmy listy po różnych grupach inscenizacyjnych działających w kraju i czekaliśmy na odzew.

Gdy w 1992 roku pierwszy raz wyjechaliśmy na pola pod Grunwaldem nie spodziewaliśmy się, że to, co rozpoczęło się od 20 osób rozrośnie się do 6,5 tysiąca rekonstruktorów zebranych na okrągłej rocznicy w 2010 roku. Pierwszym sygnałem do tego, jak wiele osób pragnie wziąć udział w takim przedsięwzięciu, była liczba osób zebranych na pierwszej oficjalnej rekonstrukcji. Początki były trudne. Nie mieliśmy skąd czerpać rzetelnych informacji na temat epoki – uzbrojenia, sprzętu oraz sposobu budowania obozu. Daleko nam było do 130-letniej tradycji rekonstruktorskiej, obecnej chociażby w Anglii. W 1998 roku, przy wsparciu wójta gminy Grunwald, podjęliśmy ryzyko organizacji czegoś większego. Odpowiedź środowiska rekonstruktorów historycznych przekroczyła nasze oczekiwania. Przybyło wtedy do obozu około 600 osób. Oczywiście padło wtedy pytanie – to kto zagra króla Jagiełłę? Wtedy usłyszałem zgodne: „Jak wymyśliłeś to będziesz”, i tak już zostało.

Władysław Jagiełło

Początek był trudny, obóz w lasku, otoczony sznurkiem od snopowiązałki, daleki był od historycznej adekwatności. Składał się w 99% z namiotów turystycznych i wybijającego się, jednego, potężnego namiotu drużyny ze Szczytna z logiem browaru po bokach. Scenariusz bitwy został nakreślony na kolanie jakieś dwie godziny przed jej rozpoczęciem. Założenia były bardzo proste – trzy oddziały z każdej strony, każdy ma dowódcę i ma się go słuchać. Artyleria przyjechała z Sandomierza, konie przyjechały zaś taborem zorganizowanym przez znajomego z Elbląga, co zresztą stało się tradycją kultywowaną po dziś dzień. Przybyli wtedy prawie wszyscy odtwórcy działający w kraju, także grupy, które zajmowały się na co dzień rekonstrukcją „Słowian”, by utworzyć skrzydło litewskie. Śmialiśmy się, że nasza załoga wygląda jak pospolite ruszenie. Nie zabrakło nawet rekonstruktorów czasów rzymskich.

Pierwsza nasza rekonstrukcja odbyła się prostopadle do obecnego scenariusza. Obie strony stały wtedy na wzgórzach, znajdujących się naprzeciw siebie. Zakonne wojska ustawiliśmy po stronie kaplicy, zaś wojska polsko-litewskie na wzgórzu muzealnym. Wcześniej nie wiedzieliśmy nawet ile osób będzie chciało wziąć udział w samej bitwie. Ostatecznie na pola wyszło ponad 200 osób, które podzieliliśmy na 6 oddziałów. Pamiętam, jak o ustalonej godzinie nastąpił wymarsz oddziałów i nagle z radia dobiegł do nas głos: „Wielki Mistrz prosi stronę Polską o podesłanie dwóch nagich mieczy”. Wspomnienie to wzbudza zawsze uśmiech na twarzy tych, którzy tam byli. Na polu obie armie zajęły stanowiska i ich oczom ukazał się jeszcze jeden zapadający w pamięć obrazek. Właściwie nie wiadomo jak, gdyż nie włożono wtedy w promocję wielkich środków finansowych, na pola grunwaldzkie przybyło ok. 30 tysięcy widzów, którzy przybyli podziwiać nasze małe widowisko.

Władysław Jagiełło

Na początku zaplanowane były potyczki harcowników, następnie przybyli posłowie z mieczami. Ważnym punktem była śmierć wielkiego mistrza. Zupełnie przypadkiem odbyła się też scena upadku polskiej chorągwi. Po prostu Karol Gębicki, siedzący na koniu i trzymający wielką chorągiew, zaczął się zsuwać z końskiego grzbietu. W geście rozpaczy wyciągnął rękę ze sztandarem, aby ktoś go od niego odebrał. Traf chciał, że najbliżej stał rycerz krzyżacki, który go przechwycił. Trwało to tylko chwilę, gdyż zaraz dopadło do niego kilku rycerzy polskich i sztandar odbiło. To był jeden z wielu przypadków, gdzie pomimo braku wcześniejszego planu, udało sięw inscenizacji oddać prawdę historyczną.

Po bitwie otrzymaliśmy gromkie brawa od zgromadzonej publiczności. Oddziały wróciły do obozu, który znajdował się po drugiej stronie pola – tak jak obecnie, w lasku naprzeciwko amfiteatru, gdzie znajdował się kiedyś obóz harcerzy. Obóz bardzo odbiegał od tego, co prezentuje sobą obecnie. Brak było historycznych namiotów i innych sprzętów, a za ogrodzenie służył nam sznurek od snopowiązałki, rozciągnięty między drzewami. Posiadam go po dziś dzień i ciągle kusi mnie, by go pociąć i sprzedawać w formie relikwii z certyfikatem – jako świadka tamtych wydarzeń. W obozie płonęły ogniska, a ludzie bardzo długo przy nich siedzieli i snuli wspaniałe opowieści. Pamiętam, że bardzo szybko pokonało mnie wtedy zmęczenie i o godzinie 20 zapadłem w kamienny sen. Tak zaczęła się przygoda, która trwa już ponad 20 lat.

Władysław Jagiełło

Nie poprzestaliśmy na tym osiągnięciu i mając za cel godne uczczenie najbliższej, okrągłej rocznicy wielkiego zwycięstwa polskiego oręża, wraz z władzami gminy powoli podnosiliśmy poprzeczkę, aby osiągnąć wydarzenie na skalę polską niespotykane. Dwa lata przed okrągłą rocznicą udało nam się zrealizować większość założeń. Impreza stała się jedną z największych rekonstrukcji na całym świecie – tak od strony liczby rekonstruktorów, jak i licznego grona widzów, którzy chcą świętować tę istotną datę wraz z nami.

Co roku jest mi niezmiernie miło patrzeć na ludzi z pasją, którzy kiedyś mi zaufali i z którymi, pod wspólnym sztandarem rekonstrukcji, możemy nazywać się twórcami Dni Grunwaldu. Czuję się dumny, że pamięć o tym dniu ciągle żyje w społeczeństwie. Cieszy mnie obserwowanie ludzi, którzy nie przyjechali do nas dla samego jarmarku, ale żeby być i poczuć wagę tego historycznego momentu, stojąc na grunwaldzkiej ziemi. Siedząc na koniu i mając najlepsze miejsce do obserwacji wszystkiego, co się dzieje na tej imprezie, czuję się szczęśliwy. Co roku obserwuję nowe, ale też te same twarze, wraz z nami obserwujące rozwój tego święta. Pamiętam, jak jednego roku spadł, w trakcie inscenizacji, rzęsisty deszcz, przez co ludzie zaczęli opuszczać widownię. W kolejnym roku, gdy zaczęło padać równie mocno, turyści wyjęli parasole. Większość została wtedy z nami do końca. Byli już przygotowani.

Władysław Jagiełło

Kiedy żartobliwie wspominam o moim tarasie widokowym, którym staje się na czas inscenizacji grzbiet mego konia, wcale nie przesadzam. Przez większość tego czasu stoję przecież i „dowodzę”, obserwując teren z oddali – taka jest bowiem rola króla. Co roku mogę rozpocząć swój występ objeżdżając pole i witając się z widzami, którzy radośnie wiwatują. Zaraz potem odgrywamy scenę przybycia posłów z dwoma mieczami, która odtwarzana tyle razy nadal pozostaje jednym z najbardziej znaczących elementów widowiska. Potem nadchodzi trzecia odgrywana przeze mnie scena. Udaję się wraz z moim orszakiem przez pole bitwy w poszukiwaniu zwłok mojego głównego przeciwnika, wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego. Najczęściej przywożony jest przed moje oblicze na wozie, chociaż zdarzało się, że z braku wozu przyjeżdżał na taczce. W tym momencie składane są również przede mną zdobyczne sztandary. Moment ten zawsze wzbudza we mnie głębsze refleksje. Padają wtedy znamienne słowa: „Zali cały zakon tu leży”, a przede mną na wozie leży kolejna ikona ruchu rekonstrukcyjnego w naszym kraju – Jarosław Struczyński. W tym właśnie momencie przed oczami stają mi wszystkie spędzone tu lata – ogromny fragment mojego życia. Same nasuwają się wspomnienia, jak to kiedyś, gdy nasz ruch rekonstrukcyjny był jeszcze w powijakach, żyliśmy tylko marzeniami. Po tylu latach ciągle możemy się spotykać w tym miejscu, dla wspaniałej widowni i ku uczczeniu pamięci tego historycznego wydarzenia. I oby jak najdłużej dane nam to było czynić.

Władysław Jagiełło

Gdy chorągwie piesze schodzą z pola, robimy barwny przejazd konny wzdłuż pola bitwy, aby okazać nasz szacunek przybyłym ludziom, którzy tak samo jak my potrzebują tej chwili wspólnego zwycięstwa i radości.

Rola króla podczas inscenizacji to niejedyne moje zadanie podczas Dni Grunwaldu. Poza samą inscenizacją wykonuję normalną pracę organizatora. Od lat załatwiam sprawy związane z przepisami weterynaryjnymi dotyczącymi koni, ale jeśli zaistnieje taka sytuacja, to ruszam pomagać w rozdawaniu identyfikatorów uczestnikom obozu, dostarczam nagrody organizatorom turniejów, wsłuchuję się w potrzeby obozu. Staram się reagować na bieżąco – nigdy do końca nie da się bowiem przewidzieć, na jakie trudności organizacyjne natrafimy. Jednocześnie jestem w kontakcie z mediami, aby jak najwięcej mówić o naszym wydarzeniu – tak w kontekście historycznym, jak i współczesnym, związanym z pracą organizatorską. Jest to niepowtarzalne wydarzenie, przynajmniej w Europie, i warto o nim mówić i je promować. Bez ludzi, którzy odczuwają tak jak my potrzebę przebywania w tym miejscu, właśnie w tym czasie, nie byłoby tego wspaniałego święta. Każdy z nas, organizatorów, zdaje sobie sprawę z tego, że to nie my: ja jako król Jagiełło czy Jarek jako wielki mistrz, jesteśmy tutaj najważniejsi. Może i widać nas z daleka, może i stanowimy symbol tych wydarzeń, ale to nasi widzowie są osią, wokół której tworzymy to wyjątkowe spotkanie na polach Grunwaldu.

Wspomina Jacek Szymański – król Władysław Jagiełło
fot. Arkadiusz Rutkowski

Władysław Jagiełło
Muzeum Historii Polski
Logo Patriotyzm Jutra

Strona internetowa powstała dzięki dofinansowaniu ze środków Muzeum Historii Polski w Warszawie
w ramach programu „Patriotyzm Jutra”.

Share This
Skip to content