Logo Grunwald
Historia

Historia

Inscenizacja

Inscenizacja

Wcielając się w rolę wielkiego mistrza

Inscenizacja bitwy pod Grunwaldem widziała wiele zmian personalnych. Pewne grupy przychodziły i odchodziły, młode pokolenia zastępowały starsze. Przeważnie jednak dochodziły coraz to nowe zastępy zainteresowanych urzeczywistnianiem tego wspaniałego dzieła. Kilka ról jednak od samego początku posiada tych samych odtwórców, którzy od pierwszego dnia tworzyli klimat tego widowiska. Jedną z takich osób jest Jarek Struczyński, na co dzień kasztelan zamku w Gniewie, który wciela się w rolę Ulricha von Jungingena – wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego.

Ulrich von Jungingen i Krzysztof Górecki

Przyszyły odtwórca urodził się w 1964 roku. Kasztelanem zamku w Gniewie został w 1991 roku. W 2004 roku został porucznikiem Chorągwi Husarskiej Marszałka Województwa Pomorskiego. Mimo jednak jego sarmackich wyczynów odtwórczych oraz zróżnicowanej działalności na tym polu, to właśnie rola wielkiego mistrza przylgnęła do niego na stałe, czyniąc jedną z ikon inscenizacji bitwy pod Grunwaldem.

Jak to się stało, że właśnie jemu przypadła ta zaszczytna rola? W 1998 roku organizatorzy stanęli wobec poważnego problemu, jakim był podział inscenizatorów na dwa wrogie obozy. Ostatecznie ustalono, że zgodnie z historycznym podziałem, grupy pochodzące z południowej Polski będą odtwarzać postacie strony polskiej, zaś północnej Polsce przypadły role Krzyżaków. Jarek Struczyński, jako głównodowodzący zamku w Gniewie, został jednogłośnie wybrany do odtworzenia roli Ulricha von Jungingena. Dzięki jego umiejętnościom jeździeckim oraz niesłabnącemu przez lata zaangażowaniu, od pierwszych dni inscenizacji mogliśmy oglądać wielkiego mistrza na koniu – prowadzącego krzyżacką kawalerię do ataku.

Ulrich von Jungingen

Swoje wspomnienia roku 1998 wielki mistrz zawsze rozpoczyna od anegdoty, jak to wszyscy musieli na niego czekać, bo pomyliły mu się dni: „Gdy dnia poprzedniego udałem się na spoczynek, przywitawszy wcześniej mych przyjaciół i wrogów, w głowie mej był czwartek. Z rana, wraz ze szwagrem, tuż po wstaniu postanowiliśmy udać się do restauracji w Stępach. Spokojnie spożywając dary ziemi cieszyliśmy się dniem, gdy do sali wpadł nagle jeden z moich giermków, krzycząc, iż wszyscy na mnie już czekają. Wojska w szyku, a mnie nie ma! Ze zdziwieniem mówię, że jak mam być, jak bitwa jest w sobotę. A mi na to giermek mówi, że dziś właśnie jest sobota! Przerażony, że Krzysiek Górecki pewnie od zmysłów odchodzi czekając na wielkiego mistrza, z prędkością światła odziałem się w zbroję. Dzięki Bogu niewielu ludzi zauważyło, że wielki mistrz do bitwy dołączył na ostatnią dosłownie chwilę, podjeżdżając pod samą kaplicę”.

Ulrich von Jungingen
Ulrich von Jungingen

Pierwszy atak podczas inscenizacji na stałe zapadł w pamięci odtwórcy wielkiego mistrza. Wspomina on go tak: „Największe wrażenie zrobił na mnie moment, kiedy wyjeżdżaliśmy zza górki, od strony ruin kaplicy. Nagle ukazało się przed nami parę tysięcy ludzi, których nie można było z tej odległości rozpoznać. Trochę nam szczęka opadła – skąd się namnożyło tylu odtwórców polskich wojsk? Okazało się, że byli to pierwsi widzowie, którzy pomimo braku reklamy i promocji imprezy licznie przybyli pod Grunwald. To było bardzo przyjemne zaskoczenie. O wiele radośniej było umierać przy tak zacnej publiczności, nawet jeśli wrogowie szybko się ze mną uwinęli”.

Ulrich von Jungingen

Jarek z chęcią wspomina także kolejny rok, który mógł się dla niego skończyć tragicznie: „1999 rok bardzo mocno zapisał się w mej pamięci, gdyż omal nie zginąłem – tym razem ostatecznie! A było to tak: wieczorem szwagier powiedział mi, że na tę bitwę da mi nowego konia. Przygotowanego do skoków, do rajdów, idealnego na tę okazję. Nie przewidział jednak nikt, że nic nie mogło go przygotować do odgłosów i stresu pola bitwy. Zgrało się to tak, że gdy lektor czytał fragment, jak to wielki mistrz zwala się jak kłoda na ziemię, koń jak na komendę stanął dęba. Próbując zachować równowagę zsunąłem się po jego zadzie łapiąc się jeszcze ogona. Szczęśliwie upadłem na ziemię, ale był to jednocześnie moment ataku polskiego wojska. Koń chcąc najkrótszą drogą wycofać się z zasięgu szarży, przeszedł po mnie, miażdżąc mi kości śródstopia. Podniosłem się jeszcze o własnych siłach, ale szybko przejęli mnie bracia z orszaku i odwieźli do szpitala w Ostródzie. Jeszcze w drodze do samochodu zatrzymał nas jeden z dziennikarzy, pytając jak to zrobiliśmy, że koń tak idealnie na komendę stanął dęba! W szoku powiedziałem mu żartem, że od 3 miesięcy puszczaliśmy mu nagranie i taki efekt!”.

Ulrich von Jungingen

Z trudnych wydarzeń grunwaldzkich Jarek lubi wspominać jeszcze rok 2000: „Królowi Władysławowi Jagielle użyczyliśmy tego ważnego roku jednego z naszych koni. Nieszczęśliwie przestraszył się on obecnych tego dnia helikopterów i zwalił Jacka Szymańskiego na ziemię,a potem przygalopował prosto do nas. W krótkofalówce słyszę, że mamy kontynuować i chyba wszystko będzie z Jackiem dobrze. Tymczasem widzę, że do odtwórcy króla Władysława podjeżdża pierwsza karetka i przez kilka minut nie odjeżdża. Za chwilę przyjechała kolejna więc już nie na żarty przestraszony zastanawiałem się, czy do śmierci się jego nie przyczyniłem. Okazało się, że powodem była zbroja, z której ratownicy nie byli go w stanie wydobyć, więc musieli przywieźć rekonstruktorów, którzy skutecznie i bezpiecznie ją zdjęli. Niestety zapadła decyzja, że trzeba koniecznie zawieźć go do szpitala. Następnego dnia okazało się, że trafił nie tylko do tego samego szpitala co ja rok temu, ale i tego samego lekarza dyżurnego. Podobno na jego widok miał on zakrzyknąć, że teraz jest remis, bo składał już wielkiego mistrza, a teraz ma na stole króla Jagiełłę”.

Ulrich von Jungingen

Czasami niewielkie zmiany wprowadzały ogromny zamęt, do którego raz Jarek się przyczynił. Jak sam wspomina: „Był to rok 2011. Zapragnąłem tego roku coś zmienić w rutynie odtwórczej i tym razem zginąć na koniu, a nie dobity przez piechurów. Natchnęła mnie do tego chwila, kiedy Mszczuj ze Skrzynna, odgrywany przez mego przyjaciela, zrzucił mnie skutecznie z konia. Ponieważ zagalopowaliśmy się trochę za daleko, to przy mnie nie było piechurów, którzy mogliby mnie dobić. Nie mogąc się ich doczekać, postanowiłem odczołgać się troszeczkę i zniknąć z oczu oglądających. Niestety skutecznie zniknąłem także z oczu poszukujących mnie chłopów. Przerażeni, że zostanie zepsuta scena jak ciało wielkiego mistrza zawożą do króla, szybko odnaleźli jakiegoś Krzyżaka, który podobne do mnie miał owłosienie i przykryli go szybko chorągwią. I on w zastępstwie moim, jako dubler, odwieziony został na wozie do obozowiska. Niestety zemsta chłopów nastąpiła już w kolejnym roku. Ja pobożnie oddałem się śmierci w miejscu wyznaczonym i mocno się zdziwiłem, gdy podniesiono mnie bezceremonialnie i tak rzucono na wóz, że nogi moje zwisały w dół tak mocno, że ostrogami szorowałem po ziemi. Potem okazało się, że w tym roku postanowili zawieźć mnie na dwukołówce zamiast porządnego wozu, co skończyło się dla mnie komicznie. Przed oblicze króla trafiłem bez butów i spodni, które zdążyły po drodze spaść. W następnych latach już nie próbowałem zbiegać z pola bitwy”.

Ulrich von Jungingen

Po dziś dzień postać wielkiego mistrza na stałe związana jest z Jarkiem – tak podczas inscenizacji, jak i na wielu innych wydarzeniach odtwórstwa historycznego, skupionych na późnym średniowieczu. Dzięki roli, którą pełni z niesłabnącym entuzjazmem, miał on okazję spotkać się z współczesnymi wielkimi mistrzami zakonu krzyżackiego. Z chęcią wspomina te kontakty, szczególnie spotkanie z mistrzem Othmarem Wielandem, który podczas spotkania, na tydzień przed inscenizacją, udzielił błogosławieństwa wszystkim walczącym, tymi słowami: „Drogi bracie, skoro ja, aktualny mistrz zakonu niemieckiego, siedzę przy stole i rozmawiam z Ulrichem von Jungingenem, to znaczy, że misja zakonu trwa nadal”.

Wspomina Jarek Struczyński – wielki mistrz Ulrich von Jungingen
fot. Arkadiusz Rutkowski

Muzeum Historii Polski
Logo Patriotyzm Jutra

Strona internetowa powstała dzięki dofinansowaniu ze środków Muzeum Historii Polski w Warszawie
w ramach programu „Patriotyzm Jutra”.

Share This